#kulturnik - kauromania

09:53:00

 Oud paar deelt aan kinderen waren uit in de openlucht


 Na pewno o uszy obił się wam tomik Rupi Kaur mleko i miód. Mam niemiłe wrażenie, że Rupi zaczęła wszego rodzaju "apokalipsę poezji treści-beztreści" czyli bełkot o niczym. Zdążyłam zauważyć podobne twory do - słynnego już - kto umarł, ten nie żyje. Nie mogę jednak odjąć tego, że mleko i miód były swego rodzaju biblią dla nowonarodzonych pisarek, głównie tych skupiających swoje zainteresowania tylko ku poezji. Nie chcę tutaj pokazać błędów masy, ponieważ dobre wiersze,  to dobre wiersz i - owszem istnieją, jednak w o wiele mniejszych ilościach. Niemniej jednak jeśli ktoś jest zachwycony nowonarodzoną poezją - okej. Do niczego nie namawiam, chcę się tylko wypowiedzieć na temat plagiatowania bez plagiatu - nie wiem czy dobrze to opisałam, ale mam nadzieję, że chociaż pod tym względem możemy się zgodzić.

  Punkt pierwszy, czyli napisanie dosłownie kilku zupełnie niezwiązanych ze sobą słów i połączenie ich w całość.

jego
usta

lśniły.

  Absolutnie nie chodzi mi o ich dlugość tylko sens. W takich momentach zwykle powtarzam jedno zdanie w kółko i w kółko "Co autorka miała na myśli?". W końcu - jak można przekazać swoje odczucia i emocje w trzech w prostych słowach. Trochę to ambiwalentne patrząc na to jak skompikowane są uczucia prawda? Nie chcę grać hipokrytki w tym momencie - przyznaję, sama czasami naskrobię coś krótkiego i małego jednak nie mam zamiaru od razu lecieć do wydawnictwa z prośbą o wydanie mojego zbioru w celu zarobienia milionów.

  Punkt drugi, czyli "przecież to jest kobieco-feministyczna opowieść zranionej kobiety, jak możesz tego nie kochać?". Okej tutaj jest mniej subtelnie, ale jednak naszym głównym przykładem jest mleko i miód dlaczego więc nie wykorzytać tematu w 100%? Czytając te wszystkie zbiory zastanawiam się czemu pomimo całego swojego feminizmu kobiety decydują się pisać o mężczyznach? Według mnie pisząc coś osobistego można wyjść z tej strefy pruderyjności jednak treści z jakimi mamy do czynienia to lekka przesada. Rozumiem pisadła Bukowskiego - jego styl zawsze miał przepych seksu jednak to był jego styl. Tutaj - znaczy w delikatnej poezji - ten zabieg nie sprawdza się tak dobrze. Czasami, naprawdę czasami ktoś zaświeci. Ale to czasami

  Punkt trzeci, le esthétique. Chyba moje ulubione. To jest tak proste, że ta prostota aż robi się głupia. Wydaje mi się, że to jest głównym "motorkiem" i powodem popularności poezji jest w istocie jego okładka, estetyka etc. Mam wrażenie, że każdy z nas w chociażby małym stopnu zwraca uwagę na oprawę książki prawda? I te obrazki w środku. Chyba jeden jedyny powód czemu trzymam mleko i miodowo podobne poezje na "ładniejszej" półce.



  I to chyba wszystko. Zapraszam do dyskusji w komentarzach, w wiadomościach czy gdziekolwiek chcecie. W następnym tygodniu będzie o Fabritiusie bo męczę wszystkich jego cudownościami.
  Na pewno o uszy obił się wam tomik Rupi Kaur mleko i miód. Mam niemiłe wrażenie, że Rupi zaczęła wszego rodzaju "apokalipsę poezji treści-beztreści" czyli bełkot o niczym. Zdążyłam zauważyć podobne twory do - słynnego już - kto umarł, ten nie żyje. Nie mogę jednak odjąć tego, że mleko i miód były swego rodzaju biblią dla nowonarodzonych pisarek, głównie tych skupiających swoje zainteresowania tylko ku poezji. Nie chcę tutaj pokazać błędów masy, ponieważ dobre wiersze,  to dobre wiersz i - owszem istnieją, jednak w o wiele mniejszych ilościach. Niemniej jednak jeśli ktoś jest zachwycony nowonarodzoną poezją - okej. Do niczego nie namawiam, chcę się tylko wypowiedzieć na temat plagiatowania bez plagiatu - nie wiem czy dobrze to opisałam, ale mam nadzieję, że chociaż pod tym względem możemy się zgodzić.

  Punkt pierwszy, czyli napisanie dosłownie kilku zupełnie niezwiązanych ze sobą słów i połączenie ich w całość.

jego
usta

lśniły.

  Absolutnie nie chodzi mi o ich dlugość tylko sens. W takich momentach zwykle powtarzam jedno zdanie w kółko i w kółko "Co autorka miała na myśli?". W końcu - jak można przekazać swoje odczucia i emocje w trzech w prostych słowach. Trochę to ambiwalentne patrząc na to jak skompikowane są uczucia prawda? Nie chcę grać hipokrytki w tym momencie - przyznaję, sama czasami naskrobię coś krótkiego i małego jednak nie mam zamiaru od razu lecieć do wydawnictwa z prośbą o wydanie mojego zbioru w celu zarobienia milionów.

  Punkt drugi, czyli "przecież to jest kobieco-feministyczna opowieść zranionej kobiety, jak możesz tego nie kochać?". Okej tutaj jest mniej subtelnie, ale jednak naszym głównym przykładem jest mleko i miód dlaczego więc nie wykorzytać tematu w 100%? Czytając te wszystkie zbiory zastanawiam się czemu pomimo całego swojego feminizmu kobiety decydują się pisać o mężczyznach? Według mnie pisząc coś osobistego można wyjść z tej strefy pruderyjności jednak treści z jakimi mamy do czynienia to lekka przesada. Rozumiem pisadła Bukowskiego - jego styl zawsze miał przepych seksu jednak to był jego styl. Tutaj - znaczy w delikatnej poezji - ten zabieg nie sprawdza się tak dobrze. Czasami, naprawdę czasami ktoś zaświeci. Ale to czasami

  Punkt trzeci, le esthétique. Chyba moje ulubione. To jest tak proste, że ta prostota aż robi się głupia. Wydaje mi się, że to jest głównym "motorkiem" i powodem popularności poezji jest w istocie jego okładka, estetyka etc. Mam wrażenie, że każdy z nas w chociażby małym stopnu zwraca uwagę na oprawę książki prawda? I te obrazki w środku. Chyba jeden jedyny powód czemu trzymam mleko i miodowo podobne poezje na "ładniejszej" półce.


  I to chyba wszystko. Zapraszam do dyskusji w komentarzach, w wiadomościach czy gdziekolwiek chcecie. W następnym tygodniu będzie o Fabritiusie bo męczę wszystkich jego cudownościami.
















podsumowanie roku 2017

- trochę podsumowania -

12:04:00




Długo mnie tutaj nie było. Mówiąc długo, mam na myśli bardzo długo. Nie chciałam publikować nic przeciw sobie, bo to blog głównie o książkach a od przeczytania dworu mgieł i furii mam kaca książkowego. Więc to tyle. 

  Mam nadzieję, że wasz 2017 był wspaniały. Mój był, a sprawiły to głównie te książki, seriale i filmy. Chyba filmów będzie najwięcej bo się troszkę ostatnio wkręciłam w ich oglądanie. No cóż, troszkę bardzo. Chciałabym jeszcze zaznaczyć, że poniższe dzieła to perełki, najlepsze z najlepszych w ich gatunku, choć trochę mniej rozsławione od gwiezdnych wojen, swoje kinowe, serialowe czy książkowe standardy spełniają fantastycznie. Dobrze, że skupiam się na tych dobrych rzeczach, bo z przyznawaniem beznadziejnych zajęłoby mi to wieczność.


 - filmy -


● Trzy billbordy za Ebbing, Missouri  
czyli trochę powiało "amerykańską wiochą". 
Cały film zaczyna się, gdy matka zgwałconej i zamordowanej dziewczyny - Mildred Hayes ma dość czekania na złapanie zabójcy jej córki. Postanawia wynająć trzy - znajdujące się jeden po drugim - billboardy i umieścić na nich prowokacyjny przekaz.
- więcej tutaj -


  Before i fall  
czyli ku jakiej drodze podążają 
Nie wiem ile mogę zdradzić, więc jak zaspojleruję fabułę, to mnie upomnijcie.
Samantha to typowa popularna osoba w szkolnym otoczeniu. Chłopak, przyjaciółki, imprezy. Jednego dnia - kolejnego z jej wspaniałego życia - zostaje potrącona przez samochód i zaczyna przeżywać ten sam dzień w kółko i w kółko. Myślałam, że ten film to będzie dno. Ale troszkę mnie zaskoczył, może nawet swoją niebanalną fabułą zaskoczył.
- więcej tutaj -


●  Valerian i miasto tysiąca planet
czyli trochę fantastyki z dobrą obsadą.
Valerian i Laureline to agenci międzygalaktyczni, którzy tym razem zostają wplątani w tajemnicze zniknięcie jednej z tysiąca planet. W pakiecie piękne animacje, wymyślne stroje, wspaniałe kreacje i inne. Muszę oddać też pokłony głównym bohaterom - Dane i Cara wpasowali się idealnie w ich serialowe odpowiedniki. Brawa.
- więcej tutaj -


● Baby driver ●
czyli najlepiej połączony film z muzyką - to, co miśki lubią najbardziej. Jak to mówią, najlepsze zawsze na koniec.
Baby przewozi kryminalistów podczas ich napadów na banki. Podwozi, tamci robią co zrobić mają i wszyscy powracają do Kevina Spacey'a - czyli króla całego gangu. Chłopak musi odpracować za błędy z przeszłości, ale najwyraźniej teraźniejszość również nie pozwoli o sobie zapomnieć.
- więcej tutaj -


- seriale -

 The crown - sezon 2  
kocham the crown. Ciąg dalszy przygód królowej Elżbiety ii opowiadająca o rządach władczyni od 1940 do współczesności. W tym sezonie, pomimo kolejnych problemów, z którymi zmaga się królowa mamy okazję zobaczyć kolejnego wybranka Małgorzaty, przyjrzeć się młodemu Karolowi oraz jego ojcu. Trochę historii, trochę pięknych sukienek, garniturów i wystroi a wszystko w otoczce pałacu.

 Stranger things  

nie mogło tutaj zabraknąć mojego faworyta na którego musiałam czekać rok. Stranger things to moje życie. Te lata, styl, akcja, dzieci - cud miód i malinki. Serial opowiada (spojler dla osób, które nie obejrzały 1 sezonu) o kolejnym roku młodych w Hawkins. Will, pomimo, że nie umysłem, ciałem powrócił, Mike tęskni za El, zaś Lucasa i Dustina zainteresowała tajemnicza Mad-max.


no i to chyba tyle z seriali. Dużo nowych, dużo powrotów, dużo końców - dla mnie przede wszystkim teen wolf'a. 

  książek nie ma. Każda była wspaniała. Nie umiem o nich pisać, za dużo książek do wyróżnienia, za mało czasu.






















★★★★★★★★★☆

dwór mgieł i furii

12:26:00



★★★★★★★★★☆

Po finale, który za prezentowała Maas w Imperium burz, wiedziałam, że muszę sięgnąć po drugą część, widziałam, że się nie zawiodę i wiedziałam że będzie epicko. 

"Feyra uratowała świat, a jej szczęśliwe zakończenie właśnie się rozpoczęło. Tylko, czy do końca szczęśliwe, jeśli Tamlin zachowuje się conajmniej zaborczo, a tajemniczy Rhysand jeszcze nie upomniał się o jej część umowy".

  Według mnie, druga część wyszła Sarze J. Maas  O wiele lepiej. Więcej akcji, więcej bohaterów drugoplanowych i - to co lubimy najbardziej - shipów!  Oczywiście, jak na Sarah przystało, zakończenie biorę wszystko na głowę, co nie znaczy, że go nie przewidziałam. Co do wspomnianych wcześniej bohaterów drugoplanowych, autorka rozwinęła ten "wątek", jeśli można to tak nazwać, że wszystko na nowo widać w bardzo dobrym świetle. Nie mamy już do czynienia z "kartonowością" niektórych postaci z pierwszej części, więc wielki plus. Również nowe miejsca w powieści były wspaniale dobrane a akcja ciągle nabierała tępa. Jedynym większym minusem jest sama Feyra, ale i tutaj widać specjalny zabieg na postać wykonany przez autorkę.

  Mam nadzieję , że w ACOWAR Sarah w takim samym stopniu skupia się na akcji i rozwoju bohaterów jak w tej części, bo to wychodzi jej najlepiej. 


★★★★★★★★★☆

Niech książka będzie z wami, M.

P.S.  Specjalne pozdrowienia dla Mai, która i tak to czyta, pomimo tego, że nie skończyła jeszcze Dziedziczki Ognia, nie mówiąc już o Dworu cierni i róż oraz tak dużej ilości spoilerów, które jej nie przeszkadzają. 
b e s o s.
P.S.S. Wiem, że zdjęcie z początku nie pasuje do tytułu, ale nie chce mi się robić go teraz i tak zwanie na szybko, więc musicie zadowolić się Percy'm i Buszującym w zbożu.